ZBRODNIE NIEMIECKIE

 

 

 

  ZBRODNIA W BRODNICY

Brodnica(wymowa niem.Strasburg in Westpreußen,Strasburg an der Drewenz) – miasto i gmina w województwie kujawsko-pomorskim, w powiecie brodnickim obecnie położone po obu stronach rzeki Drwęcy. Historyczne centrum miasta leży na prawym (zachodnim) brzegu rzeki, w ziemi chełmińskiej. W latach 1975-1998 miasto administracyjnie należało do województwa toruńskiego.

24 stycznia 1945 r. Armia Czerwona „wyzwoliła” Brodnicę spod okupacji hitlerowskiej. Jest to okres, w którym wielu mieszkańców miasta zostało wywiezionych w bydlęcych wagonach na Syberię przez niedawnych wyzwolicieli. W brodnickim UB maltretuje się i zabija ludzi, którzy nie chcą się pogodzić z nowymi porządkami zaprowadzanymi w kraju przez komunistów.

W lutym 1945 r. w Brodnicy na ul. Przykop 3 przez trzy dni NKWD więzi zdegradowanego kapitana Armii Czerwonej Aleksandra Sołżenicyna – rosyjskiego pisarza, przyszłego laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1970 i autora trzytomowego „Archipelagu Gułag”. Brodnica jest jednym z pierwszych etapów jego długiej drogi na Łubiankę, Butyrki, na miejsce bezterminowego zesłania w rejon Kok-Tereku, na skraj jałowych nieużytków Kazachstanu.

JAGDKOMMANDO – SIEWCY ŚMIERCI

 Jedną z najbardziej dramatycznych tajemniczych spraw związanych z historią powiatu brodnickiego w czasie ostatniej wojny jest działalność na tym terenie niemieckiego specjalnego oddziału do zwalczania partyzantów. Tak zwane Jagdkommando w wolnym tłumaczeniu można by przełożyć jako „zespół do polowań".

 Już jesienią 1941 roku, czyli po zaatakowaniu Związku Sowieckiego, Niemcy przekonali się, jak bardzo dokuczliwa może być działalność partyzantów. Owa dokuczliwość przejawiała się w atakach na służby zaplecza frontu, wysadzaniu transportów kolejowych, zabójstwach przedstawicieli okupacyjnej administracji, angażowaniu wojsk potrzebnych na froncie itd.

 W tej sytuacji z punktu widzenia Niemców konieczne było stworzenie antypartyzanckich formacji. Bardzo szybko okazało się, że zwykli żołnierze do tego zadania się nie nadają, bo walka z małymi, ruchliwymi oddziałami, znakomicie znającymi teren, wymagała zupełnie innej taktyki niż ta stosowana w działaniach frontowych. Wówczas oficer sił specjalnych SS-Standartenführer Knolle wpadł na pomysł, aby do likwidowania rosyjskiej partyzantki wykorzystać... Rosjan, a ściśle rosyjskich renegatów, zdrajców sowieckich i  zdrajców formacji banderowskich  ba, nawet zwykłych bandytów czy kłusowników (ci ostatni mieli dodatkowy atut - umiejętność poruszania się w lesie).

 W listopadzie 1941 r. w Łudze sformowano niewielką (do 10 osób) grupę wojskową, składającą się z wyjątkowych kanalii. Na jej czele postawiono byłego kapitana Armii Czerwonej Nikołaja Martynowskiego.  

 

 Mykoła Martynowski „Mucha” to niepowszedni, sowiecko, banderowski i niemiecki zbir. O jego działalności i związanej z tym sprawie karnej przypomniał Wiktor Poliszczuk:

 „23.VI.1943 r. Nadzwyczajna Sesja Sądu Polowego UPA Grupy Eneja, sprawdziwszy sprawę oskarżonego Mykoły Martynowśkiego- „Muchy"" z oddziału Berkuta, stwierdza co następuje:

 Oskarżony Mucha został aresztowany w dniu 20.VI.43 r. pod zarzutem działalności prowokatorskiej w szeregach OUN i UPA w okresie od 18.1.1942 r. do 20.VI.1943 r. Gruntownie przeprowadzone śledztwo w jego sprawie wykazało bez wątpienia, ze oskarżony Mykoła Martynowski „Mucha”  był prowokatorem, świadomie zdającym sobie sprawę ze swej działalności. Oskarżony Mykoła Martynowki -Mucha został skazany na karę śmierci przez odrąbanie głowy przed oddziałem UPA.

 Wyrok ów podpisał przewodniczący sądu OUN – UPA  d-ca Dubowyj, oraz członkowie - d-ca Enej, Beskyd, Matros w Postoju, 23 czerwca 1943 r.  Wykonanie wyroku nastąpiło  na oczach oddziału UPA o godz. 12 w południe  24.VI. 1943 r.

 Ci niemieccy zgrodniarze, banderowscy i sowieccy bandyci do wiosny 1942 r. obchodzili okoliczne wsie, udając polskich członków ruchu oporu (ubrani w niekompletne mundury rosyjskie, eksponując sowiecką broń).

W ten sposób rozpoznawali miejsca dyslokacji oddziałów i grup partyzanckich oraz sowieckich zrzutków spadochronowych, a także dowiadywali się o osobach, które pomagały partyzantom. Po rozpoznaniu wciągali oddziały w zasadzki, natomiast współpracowników i spadochroniarzy mordowali sami.

 W kwietniu 1942 r. grupa Martynowskiego została przeorganizowana w oddział zbrojny, liczący ok. 70 osób. Otrzymał on oficjalną nazwę Jagdkommando „M". Był on podporządkowany miejscowemu SD (Sicherheitsdienst - policja bezpieczeństwa), na czele którego stali: słynny SS-Standartenführer Otto Skorzeny i wcześniej wspomniany Knolle.

 Skuteczność oddziału zachwyciła SS-Standartenführera Otto Skorzenego. W porozumieniu z Heinrichem Himmlerem, a potem za przyzwoleniem samego Hitlera zaczęto masowo tworzyć oddziały Jagdkommando także na terenach okupowanej Polski, tam, gdzie działalność partyzantów była najbardziej dokuczliwa.

 Do współdziałania z nimi zobowiązano jednostki policji kryminalnej, żandarmerii, wywiadu, służby leśnej oraz administrację gminną. Na Pomorzu Nadwiślańskim tego typu formacje pojawiły się najpierw w Borach Tucholskich, gdzie operowały silne grupy Armii Krajowej. Z różnych źródeł wynika, że pierwsze plutony „Jagów” (określenie z partyzanckiego żargonu) „zainstalowano” w Brodnicy najpóźniej pod koniec lata 1944 roku.

 „Jagi” w Brodnicy

Skierowanie  bandytów (bo na miano żołnierza nie zasługiwali) w ten rejon było niewątpliwie spowodowane ustaleniami niemieckiego wywiadu, który odkrył plany zrzutu sowieckich skoczków spadochronowych, a potem aktywnością lokalnych grup oporu, jak chociażby brodnickiego oddziału Armii Krajowej, znakomicie dowodzonego przez legendarnego porucznika „Sprężynę”. Ponieważ już wtedy sztabowcy służb specjalnych nie mieli złudzeń co do tego, że front może załamać się na tyle, iż Rosjanie spróbują zaatakować Prusy Wschodnie, to uznali konieczność oczyszczenia całego zaplecza.

 W tym celu utworzono specjalne zgrupowanie Jagdkommando (w niemieckich dokumentach określane również jako „Spielmannszug”) dowodzone przez sztabowca Skorzenego - pułkownika SS Paula Helle (ok. 1200 ludzi). Podzielono je na 6 kompanii, działających na różnych terenach, dość niezależnie od siebie. „Opiekę” nad umownie wyznaczonym okręgiem brodnickim (w jego skład wchodziły także powiaty nowomiejski, działdowski, rypiński) powierzono dowódcy 4. kompanii, a jednocześnie zastępcy Hellego - SS-Hauptsturmführerowi Ernstowi Bartsch.

 Ów Bartsch to było dość zagadkowe indywiduum. Podobnie jak Skorzeny, pochodził z Austrii i podobnie jak on miał polskie korzenie (jego ojciec urodził się w Austrii, jako syn polskiego emigranta o nazwisku Barcz). Po ukończeniu studiów natychmiast wstąpił do SS, a potem trafił do jednostek specjalnych Otto Skorzenego, z którym brał udział w kilku brawurowych akcjach komandosów.

 Latem 1944 roku wraz z kilkoma sztabowcami przybył do Brodnicy, aby rozpoznać teren przyszłego działania. Wkrótce (trudno ustalić kiedy, ale najbardziej prawdopodobną datą jest koniec września 1944 r.) przerzucono tu ponad 200 jego ludzi. Mniej więcej połowę oddziału zakwaterowano w brodnickich koszarach, lecz reszta, podzielona na plutony, „poszła w powiat”.

 Część umieszczono w samym Górznie i leśniczówce Ruda. Tymi dowodził porucznik SS Hans Kramer - ponury typ, komandos Skorzenego, odpowiedzialny za śmierć wielu mieszkańców okolic miasteczka. Pozostałych zakwaterowano w Lidzbarku Welskim oraz leśniczówce Beśnica, skąd bez przerwy patrolowali wielkie kompleksy lasów.

Trzon brodnickiego Jagdkommando stanowili niemieccy oficerowie: SS-Hauptsturmführer Ernst Bartsch, SS Oberleutnant Hans Kramer, SS Oberleutnant Jurgen Pfloger, Oberleutnant Geheime Staatspolizei (SD) Gustaw Kirsten, Oberleutnant SD Zullang (prawdopodobnie Gregor). Podoficerami (dowódcami drużyn) też byli Niemcy. „Mięso” (strzelców) zorganizowano z rosyjskich i ukraińskich renegatów, bandytów, rozmaitych półgłówków, zdeklarowanych volksdeutschów, którym odpuszczono kryminalne kary w zamian za służbę w Jagdkommando - „Spielmannszugu”.

 O stanie ich uzbrojenia wiemy ze specjalnych wytycznych („Richtlinien für Jagdkommandos”) dla tej formacji, wydanych przez Otto Skorzenego i skwapliwie egzekwowanych. Działając w związkach taktycznych po około 30 ludzi (dwa plutony), musieli dysponować 4 karabinami maszynowymi MG, zaś do tego co najmniej 2 karabinami snajperskimi w podwójnej obsadzie (przeszkolonych jeszcze raz tyle, ile broni specjalnej).

 Do tego dochodziła ręczna broń automatyczna tzw. MP, po kilka granatów zaczepnych i obronnych na strzelca. Wszystkich wyposażono w noże, mundury maskujące, a każda grupa dysponowała radiostacją oraz wykrywaczem min (co najmniej jeden żołnierz w plutonie miał przeszkolenie saperskie). Przed wyruszeniem na akcję każdy z bandytów musiał zabierać racje żywnościowe na 14 dni (konserwy, czekoladę, papierosy, pieczywo, kawę, herbatę).

 

Mieli absolutny zakaz rekwizycji czegokolwiek od cywilnej ludności. W razie natknięcia się na duże oddziały partyzantów (obowiązkowe skrupulatne rozpoznanie) nie wolno było im ich atakować, a jedynie powiadomić przez radio dowódcę, po czym śledzić do odwołania lub zniszczenia ich przez niemieckie siły.

 Mieli też kilkanaście innych generalnych zaleceń oraz nakazów, za to absolutną wolność w zabijaniu. Z protokołów powojennych ekshumacji ich ofiar z okolic Górzna, wynika  wprost nie do wiary, wykonywane bestialstwo!

 Zbrodnie brodnicko-górzeńskiego Jagdkommando są dość dobrze rozpoznane i opisane m.in. przez Radosława Stawskiego  „Mord nad jeziorem” z 17 kwietnia 2009 r. publikacja w „Czasie Bródnicy”.

 W sierpniu 1943 roku podczas narady ministrów „resortów siłowych” Rzeszy powstał pomysł utworzenia specjalnych oddziałów dywersyjnych, mogących operować na płytkim zapleczu nieprzyjaciela. Początkowo inicjatywą prawie nikt się specjalnie nie przejął (front był daleko, „mielił” ziemie Rosji, a zachód Europy był w rękach faszystów), z wyjątkiem jednego oficera wywiadu - Reinharda Gehlena.

 Ten, analizując to, co było wiadomo na temat struktur polskiego ruchu oporu, zwłaszcza Armii Krajowej, dość szybko opracował ogólne założenia podobnych jednostek, zaś planowi nadał kryptonim W-II (litera od słowa Werwolf - wilkołak). Pomimo zapału Gehlena przez niemal rok nie wracano do sprawy i tak na serio zajęto się nią dopiero we wrześniu 1944 roku, gdy groźba najazdu aliantów na tereny Niemiec, a zwłaszcza Prus Wschodnich stała się niepokojąco realna.

 W tajemnicy przed Hitlerem (szef mógłby się wściec, oskarżyć o defetyzm i posłać wszystkich oficerów do piachu) rozpoczęto prace nad tworzeniem oddziałów. Plany szczegółowe obejmowały szkolenia sabotażystów, szpiegów i dywersantów, organizowanie magazynów broni, żywności, punktów łączności radiowej na ziemiach uznanych za zagrożone rosyjską okupacją. Jeszcze przed końcem 1944 roku błyskawicznie przygotowano pięć ośrodków szkoleniowych (Wrocław, Nysa, Cieszyn, Hanower, Altbeeck), gdzie do marca 1945 roku wyszkolono około 1300 dowódców przyszłych grup dywersyjnych.

Tymczasem Hitler wyznaczył Otto Skorzenego na dowódcę wszystkich oddziałów specjalnych na froncie wschodnim. Ten - trzeba przyznać - znakomity organizator i strateg, czując, że zanosi się na wielką sowiecką ofensywę, zaczął ściągać nawet z południowej Europy na Pomorze oddziały Jagdkommando, najlepsze, próbując wcielić do SS Jagdverband Ost (dosłownie - Łowiecka Grupa Wschód), zajmującą się działalnością sabotażową na zapleczu Armii Czerwonej.

 Prawdopodobnie już wtedy Skorzeny był wtajemniczony w plany tworzenia Werwolfu, bo inaczej trudno uzasadnić jego decyzję o pozostawieniu w okolicach Brodnicy tylko jednej kompanii Jagdkommando (było to już po ich zbrodni w Pokrzydowie 29 grudnia 1944) pod dowództwem Hansa Kramera.

 Co do pozostałych, nie ma pewnych informacji. Część badaczy jest zdania, że udali się na zgrupowanie w Inowrocławiu, którym dowodził jeden z najlepszych komandosów II wojny światowej, szef sztabu Skorzenego, legendarny SS-Hauptsturmführer baron Adrian von Fölkeersam - ten sam, który w październiku 1942 roku, z 62 żołnierzami brawurowo zdobył szyby naftowe Majkopu, ośmieszając Rosjan. Nie wiemy, czy zdołali dojść w porę do Inowrocławia, a nawet jeżeli doszli, to prawdopodobnie przepadli w wielkim rosyjskim kotle, jaki tam miał miejsce.

Przyczajeni w lesie

Tymczasem oddział porucznika Kramera zapadł w górzeńskie lasy i nie wykazując chwilowo żadnej aktywności, przeczekał przejście frontu. Potem była ta potworna zbrodnia w osadzie Białe (4 km na wschód od Łąkorza). Przebieg zdarzeń doskonale opisał wspomniany Radosław Stawski w „Mordzie nad jeziorem” pomieszczonym w „Czasie Bródnicy” z 17 kwietnia 2009 r.) więc tu należy przupomieć, że 7 lutego 1945, czyli wówczas, gdy front był już daleko od naszego powiatu, pluton Jagdkommando wymordował w nieistniejącej dziś osadzie 13 jej mieszkańców, w zemście za rzekome wydanie sowietom ich rannego kolegi.

 Tego mordu dokonali  rosyjscy i ukraińscy renegaci służący w plutonie Kramera.

Górzeński bandycki pluton Jagdkommando już wtedy świadomie działał jako jednostka dywersyjna Werwolfu (w niektórych publikacjach określana mylnie jako „Wehrwolf” - zbrojny wilk).

 Świadczy o tym choćby ich długi okres przebywania w okolicach Brodnicy. Wiemy to m.in. z raportów - wówczas jeszcze bezsilnego - szefa brodnickiej bezpieki. Np. 24 marca 1945 r. donosi „do województwa”, że Niemcy (określeni jako „skoczki i niedobitki”) wciąż operują w powiecie, co zresztą przypisał nieudolności i pijaństwu komendanta powiatowego Milicji Obywatelskiej Pawła Kłosa.

 Jednak w raporcie z 18 kwietnia 1945, gdy komendantem był już kto inny (Kłosa zamknęli za zabójstwo), kierownik powiatowej bezpieki pisze wprost, że w lasach koło Bryńska i miejscowości Fiałki wciąż ukrywają się strzelcy z Jagdkommando.

 18 kwietnia 1945 roku z okolicznych wsi przymusowo wysiedlono niemal wszystkich Niemców, front znajdował się już pod Berlinem, za kilkanaście dni miała się skończyć wojna, a pod Brodnicą wciąż przemykały wilkołaki!

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Brodnica

 

http://www.czasbrodnicy.pl/czasbrodnicy/1,93191,13477445,Jagdkommando_Brodnica.html

 

Jagdkommando Brodnica

Piotr Grążawski  03.03.2013