W JEDWABNEM MORDOWALI ŻYDÓW GESTAPO I SCHUTZPOLIZEI DOKONANA ZBRODNIA BYŁA PROWOKACJĄ ANTYPOLSKĄ SOWIECKO - NIEMIECKĄ

 

  ALEKSANDER SZUMAŃSKI

KORESPONDENCJA Z KRAKOWA

 

HISTORIA MORALNEJ ZAPAŚCI CZ.II

... znamienny był fakt, że jednym z najskrajniejszych rzeczników antypolonizmu w Anglii lat 80. był znany brytyjski potentat prasowy, z pochodzenia czeski Żyd, R. Maxwell, jak obecnie wiadomo podwójny agent wywiadu sowieckiego i izraelskiego; będąc wydawcą panegirycznej biografii-albumu gen. W. Jaruzelskiego, równocześnie wyróżniał się skrajnymi negatywnymi uogólnieniami na temat Polaków jako narodu, m.in. podczas organizowanej 10-13 lipca 1988 wielkiej konferencji na temat zagłady Żydów podczas II wojny światowej Maxwell powiedział: "Polacy byli i nadal w pewnej mierze są najwścieklejszymi antysemitami - jest faktem, że byli obecni wokół owych obozów, widzieli i aprobowali wszystko, co się w nich działo, żyli w ich pobliżu i nie uczynili nic, bądź dosłownie nic, aby to powstrzymać"; w bardzo popularnym brytyjskim czasopiśmie młodzieżowym "The Face" wkrótce po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce napisano, że w czasie II wojny światowej Polacy walnie pomagali hitlerowcom, tworząc oddziały "Polskich Niebieskich", "szczególnie gustujących w niszczeniu getta", (słowa te ukazały się w tekście współpracowniczki "The Face", zadeklarowanej komunistki J. Burchill).

Jeden z bardziej znanych ataków na Polskę i polskość obrazuje „Malowany ptak” Jerzego Nikodema Kosińskiego / Józefa Lewinkopfa / pisarza polsko – amerykańskiego pochodzenia żydowskiego piszącego w języku angielskim.

Urodził się w Łodzi, jako syn żydowskiego przemysłowca Mieczysława (Mojżesza) Lewinkopfa i Elżbiety Linieckiej. Lata II wojny światowej spędził z rodzicami we wsi Dąbrowa Rzeczycka, gdzie dzięki pomocy ks. Eugeniusza Okonia rodzina Lewinkopfów znalazła schronienie w domu polskiej rodziny katolickiej Andrzeja Warchoła. W tym czasie ojciec zmienił mu nazwisko na Kosiński z fikcyjnym świadectwem chrztu.

Po wojnie mieszkał w Jeleniej Górze. W latach 1950-1956 zimą był instruktorem narciarskim w Zakopanem, latem pracownikiem kulturalno-oświatowym w Międzyzdrojach. Studiował historię i nauki polityczne na Uniwersytecie Łódzkim, potem pracował w Instytucie Historii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.

W 1957 wyjechał na stypendium do Stanów Zjednoczonych, gdzie pozostał na stałe. Dzięki otrzymaniu stypendium Fundacji Forda podjął studia podyplomowe w Columbia University i New School for Social Research. W 1965 otrzymał obywatelstwo amerykańskie. Wykładał na kilku amerykańskich uczelniach: Wesleyan University, Yale i Princeton. Był laureatem wielu prestiżowych nagród, a od 1973 był prezesem amerykańskiego PEN Clubu. Odwiedził Polskę.

Kosiński pisał w języku angielskim, pomimo, iż nie był to jego język ojczysty. Początkowo wydawał pod pseudonimem Joseph Novak.

3 maja 1991 popełnił samobójstwo, zażywając śmiertelną dawkę barbituranów i nakładając na głowę plastikowy worek. W pożegnalnej notce napisał: „Kładę się teraz do snu, na trochę dłużej niż zwykle. Nazwijmy to wiecznością”.

Książką, która przyniosła mu światowy rozgłos, był „Malowany ptak”. Przedstawia ona dramatyczne losy sześcioletniego (w domyśle) żydowskiego chłopca w czasie wojny. Ze względu na opisywane zdarzenia początkowo sądzono, że książka oparta jest na wątkach autobiograficznych, czemu Kosiński nie zaprzeczał. W Polsce, w różnych środowiskach obwołano ją antypolską. W rzeczywistości była ona wytworem fantazji Kosińskiego, co sam zresztą potwierdza we wstępie do późniejszych wydań.. Jest to drastyczne przedstawienie ludzkiego okrucieństwa i wynaturzeń przypisywanych przez autora mieszkańcom wiejskich okolic Polski w czasie okupacji hitlerowskiej. W powieści wielokrotnie wskazywany jest wątek nadużyć w stosunku do mniejszości etnicznych (Cyganie, Żydzi). Osią fabuły „Malowanego ptaka” jest pojęcie inności i wyobcowania (często pozornego lub powierzchownego) - w kluczowej scenie, dzikie ptaki zadziobują osobnika swojego gatunku, który został schwytany i pomalowany przez człowieka w jaskrawe barwy.

W opinii prof. Iwona Cypriana Pogonowskiego, pornograficzny charakter książki (naturalistyczne opisy gwałtów zbiorowych, seksu z kozłem i psem itp.) będący nadużyciem wobec historiografii Holokaustu, legł u podłoża jej komercyjnej popularności w Ameryce Północnej.

Eliot Weinberger w książce „Karmic Traces” twierdzi, że Kosiński nie mógł być autorem „Malowanego ptaka”, bowiem jego znajomość języka angielskiego w czasie, gdy książka ta powstała, była jeszcze za słaba. Weinberger utrzymuje, iż Kosiński wykorzystywał teksty pisane przez kilku amerykańskich redaktorów, którzy pracowali dla niego pod kluczem w nowojorskim hotelu. Do autorstwa „Malowanego ptaka” miał się przyznać amerykański poeta i tłumacz George Reavey. Wysuwano też supozycje, że „Malowany ptak” został napisany po polsku, a następnie przetłumaczony na angielski. W obronie Kosińskiego stanął natomiast dziennikarz John Corry, twierdząc, że oskarżenia o plagiat były inspirowane przez propagandę komunistyczną.

Należy jednak przyjąć, iż okupacyjny życiorys Kosińskiego stanowi podstawę jego literackiego wizerunku, oraz rzekomo autobiograficzna powieść „Malowany ptak” uchodzi na świecie za świadectwo i dokument Zagłady Żydów polskich. Reporterska wędrówka znanej biografki Joanny Siedleckiej, rozmowy z wieloma świadkami udowodniły jednak, że mały Jurek nie błąkał się samotnie po polskich wsiach, nie rozłączył z rodzicami i nie stracił mowy na skutek bestialstwa półdzikich polskich wieśniaków zwyrodnialców. Wprost przeciwnie, przetrwał szczęśliwie wraz z rodzicami dzięki ofiarności i dzielności polskich chłopów mieszkańców wsi Dąbrowa Rzeczycka w województwie tarnobrzeskim.

„Czarny ptasior” Joanny Siedleckiej jest książką właśnie o nich, o ich dramacie wywołanym kłamstwami w książce Kosińskiego i upokorzeniu jakie ich spotkało, gdy podczas swoich triumfalnych wizyt w Polsce był on wszędzie, tylko nie tam, gdzie jeszcze żyli ci, którzy ryzykowali dla niego życiem. Gdyby Kosiński się do nich przyznał runął by wówczas mit o męczenniku, który okazał się nie tylko literackim hochsztaplerem korzystającym z usług ghostwriterów ( pisarze - widma, piszący książki na zlecenie, na okładce nie znajdują się ich nazwiska, tylko nazwisko znanego pisarza czy polityka).

W ostatnich latach mieszkał w Nowym Jorku w dwupokojowym mieszkaniu z żoną Amerykanką nie mówiącą po polsku. Wydaje się, iż żyli w separacji – Kosiński przyjaźnił się z piosenkarką Urszulą Dudziak. Ostatnich siedem lat pisał książkę, która jednak nie została przyjęta przez wydawców. Wykryte plagiaty literackie zakończyły jego karierę literacką, stracił członkostwo amerykańskiego PEN Clubu i pozostał bez środków do życia. Samobójstwo Kosińskiego zapewne wywołane było upadkiem literackim i brakami finansowymi, a nie skruchą i żalem za jego postawę moralną, jak sądzą niektórzy autorzy.

„Malowany ptak” był pierwszym w literaturze oskarżeniem Polaków o okrucieństwo wobec Żydów, a tym samym o współudział w Holokauście i rozpętał światową antypolską nagonkę.

 

Antypolska nagonka niestety została przeniesiona na grunt polski, nieodpowiedzialnymi atakami czyniącymi z Polaków morderców antysemickich. Oto w 2002 roku ówczesny prezydent RP Aleksander Kwaśniewski urządził spektakl „z przeprosinami” za mord w Jedwabnem dokonany na Żydach rzekomo przez polskich antysemitów. „Aktem prawnym” upoważniającym prezydenta RP do owych przeprosin była polakożercza grafomańska książka Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”. Jan Tomasz Gross urodził się 1 sierpnia 1947 w Warszawie - polski socjolog, zamieszkały w USA zajmujący się naukami politycznymi i społecznymi, a w tym kontekście szczególnie problematyką wojenną, wywodzący się ze środowiska lewicowego w 1996 odznaczony przez prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. To dziwne iż człowiek urodzony po II wojnie światowej, praktycznie nie zajmujący się badaniami historycznymi, tak „precyzyjnie” wymienia 1600 obywateli polskich pochodzenia żydowskiego rzekomo zamordowanych przez polskich antysemitów przez spalenie ich w stodole. Grafomańska książka „Sąsiedzi” nie jest pracą naukową, nie podaje źródeł historycznych, nie jest nawet esejem, nie posiada właściwie żadnej formy historycznej, czy literackiej, podobnie jak jego następne grafomańskie polakożercze książki „Strach”, czy „Złote Żniwa”. W tych publikacjach Jan Tomasz Gross ostatnio w „Złotych Żniwach” przy współpracy Ireny – Grudzińskiej Gross usiłuje przekonać czytelników o bandytyźmie rabunkowym i morderczym antysemityźmie Polaków. Nie jedno kłamstwo antypolskie zawierają książki Grossa. „Złote żniwa” np. otwiera fotografia „polskich kopaczy”.

Dziś chyba tylko Irena i Jan Tomasz Grossowie – jako jedyni na świecie – upierają się, że zamieszczona przez nich w książce „Złote żniwa" fotografia przedstawia kopaczy z Treblinki – piszą publicyści „Rzeczpospolitej".

„Irena Gross i Jan Tomasz Gross oskarżyli grupę ludzi ze słynnej fotografii o rabowanie masowych grobów bez żadnych dowodów. Naszym zdaniem powinni za to przeprosić. Autorzy "Złotych żniw" są oburzeni: "To my mamy przepraszać?" – rzuciła w czasie programu telewizyjnego pani Gross.

Tak, bo jest za co.

Ponad 30 osób zostało przez Grossów nazwanych kopaczami. "Najprawdopodobniej zajmowali się rozkopywaniem spopielonych szczątków ludzkich w poszukiwaniu złota i kosztowności". "Polscy chłopi z fotografii wprawdzie nie mordowali Żydów w Treblince, tylko korzystali z owoców zbrodni tam popełnionej". "(...) cywile (...) to "sprawcy", choć działalność tych sprawców polegała oczywiście na przekopywaniu ludzkich popiołów, a nie na mordowaniu", "Sygnałem, że jest to fotografia z gatunku trophy pictures, są ułożone na kupkę z przodu piszczele i czaszki".

To wszystko napisali Grossowie.

Jakie mieli podstawy? Naszym zdaniem dość wątłe. Zdjęcie znaleźli w "Gazecie Wyborczej". W styczniu 2008 roku "Gazeta Wyborcza”" w dodatku "Duży Format" zamieściła reportaż "Gorączka złota w Treblince".

Dziennikarze piszą, że w "jednej z chałup" dostali zdjęcie dokumentujące operację jednostki z Ostrowi Mazowieckiej przeciwko kopaczom: "Czytamy sprawozdanie z obławy, które dowódca jednostki w Ostrowi złożył zwierzchnikom: "Przy kopiących znaleziono złote pierścionki, koronki i porcelanowe zęby w złotych i srebrnych oprawach".

Podpis pod fotografią zamieszczony przez "GW" brzmi: "To nie jest zdjęcie ze żniw. Kopacze z Wólki Okrąglik i sąsiednich wsi pozują do wspólnej fotografii z milicjantami, którzy zatrzymali ich na gorącym uczynku. W chłopskich kieszeniach były złote pierścionki i żydowskie zęby. U stóp siedzących ułożone czaszki i piszczele zagazowanych".

Podczas debaty zorganizowanej przez "Kulturę Liberalną" w zeszły czwartek Grossowie podali inną, nieprawdziwą historię tego zdjęcia. Ich zdaniem fotografia została złożona w Muzeum Obozu Zagłady w Treblince z opisem, że występujące na niej postaci to złapani na gorącym uczynku kopacze.

Tak nie było.

Zdjęcie dostali dziennikarze "GW" w "jednej z chałup" w Wólce Okrąglik. "Chałupa" (w rzeczywistości dom) należy do Tadeusza Kiryluka, byłego kierownika muzeum. Kiryluk pożyczył dziennikarzom zdjęcie. Jak twierdzą reporterzy, Kiryluk, wręczając im zdjęcie, powiedział, że dokumentuje konkretną akcję wojska przeciwko kopaczom. Kiryluk, którego odwiedziliśmy w tym roku, zaprzecza. Twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie mówił.

Jaka była prawda, nie wiemy, ale dziś Kiryluk jest przekonany, że na fotografii są ludzie porządkujący poobozowy teren.

Dziennikarze po napisaniu tekstu odesłali zdjęcie na adres muzeum z prośbą o zwrot właścicielowi. Właściciel Tadeusz Kiryluk zdjęcia nie odebrał, zdecydował, że powinno ono zostać w zasobach muzealnych. Jednocześnie powtórzył, że fotografia przedstawia ludzi porządkujących teren, a nawet złożył w muzeum stosowne pisemne oświadczenie.

Jan T. Gross przed publikacją książki był w muzeum. Pytał o fotografię, lecz jej nie oglądał. Obecny kierownik muzeum Edward Kopówka potwierdził, że fotografia jest w muzeum, ale powiedział Grossowi, że są problemy z interpretacją tego, co jest na zdjęciu.

Powinni mieć wątpliwości.

Czy Grossowie mogli mieć wątpliwości co do zdjęcia? Mogli i powinni. Dowody na to, że fotografia przedstawia kopaczy, były bardzo wątłe.

Już przed publikacją książki było wiadomo, że "mieszkaniec jednej z chałup" to Kiryluk. Było wiadomo, że podaje inną wersję historii zdjęcia niż dziennikarze "GazetyWyborczej".

Było też jasne, że informacje Kiryluka odnośnie do tego, co działo się w Treblince zaraz po wojnie, pochodzą z drugiej ręki. Kiryluk nie jest z tych okolic, przyjechał tu w latach 60. – jeśli coś wie, to nie z własnych doświadczeń, tylko z opowieści innych”.

T.zw. „Pogrom krakowski” stosunkowo rzadko jest kolportowany, jako niezbyt sprawna prowokacja NKWD ze słynnym już „polskim zawołaniem” o Żydach „wyciągających krew polskich dzieci na rytualną macę”. Ów krakowski pogrom opisuje w „Strachu” autor sugerując iż „agresję polskiego tłumu wywołały pogłoski o mordowaniu dzieci chrześcijańskich „na macę”. Nie wiem, czy w ogóle /11 sierpnia 1945 roku jak podaje autor/ odbywały się jakieś poważne zamieszki na krakowskim Kazimierzu ; mieszkałem wówczas z matką na Kazimierzu przy ul Szerokiej w Krakowie, obok funkcjonowała „tandeta” /plac handlowy/ i nigdy nie widziałem żadnego tłumu szturmującego sąsiednią synagogę. Miałem wówczas prawie 14 lat. Były niejednokrotnie przypadki plądrowania przez bandytów mieszkań o których słyszałem, nawet padł strzał do jednej z mieszkanek Kazimierza która zginęła. W materiale archiwalnym krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej figuruje jedna ofiara śmiertelna, 56-letnia Róża Berger, która zginęła od strzału oddanego przez zamknięte drzwi.

Anna Cichopek, autorka opracowania „Pogrom Żydów w Krakowie”, zwróciła uwagę na fakt, że śmierć Róży Berger jako jedyna znajduje potwierdzenie we wszystkich źródłach dotyczących pogromu ale podała liczbę pięciu ofiar śmiertelnych, na podstawie fotografii wykonanych jej zdaniem podczas pogrzebu żydowskich ofiar pogromu. Jedynym źródłem wiedzy o liczbie śmiertelnych ofiar pogromu są zdjęcia z pogrzebu, na których wyraźnie widać pięć trumien. Według Cichopek Polska Agencja Prasowa Polpress w dniu 14 sierpnia podała informację o dwóch ofiarach śmiertelnych. Autorka podaje ponadto że w 1946 roku, w USA opublikowano dodatkowo informację o zamordowaniu w pogromie krakowskim Anszela Zuckera.. Autorka nie zweryfikowała jednak źródeł i autora tej informacji.

Liczbę ofiar podaną przez Cichopek zakwestionował dr Julian Kwiek, autor opublikowanego wcześniej zbioru dokumentów dotyczących wydarzeń w Krakowie zwanych przez Annę Cichopek „Pogromem krakowskim” W wywiadzie prasowym powiedział: „Nie znam dokumentów, do jakich dotarła pani Cichopek. Z moich danych wynika, że ofiara na pewno była jedna, więc trudno używać słowa "pogrom". (...) Cała sprawa jest pełna wątpliwości...”.

 

Gross w „Strachu” podaje: „…podobnie jak w Rzeszowie i później w Kielcach w gronie napastników w Krakowie byli żołnierze i milicjanci… Przedstawiciel NKWD w Polsce Nikołaj Sieliwanowski w raporcie do swojego przełożonego Ławrientija Berii donosił o zatrzymaniu w czasie zajść ulicznych „czterdziestu milicjantów”.

 

W Polsce trwają nadal „poprawne politycznie przeprosiny”.

„Rzeczpospolita” z dnia 11 lipca 2011 zamieszcza fotografię trzech modlących się rabinów ilustrującą tekst „Prezydent prosi o wybaczenie za Jedwabne”. Tekst modlitewno – błagalny ukazuje się w dniu 11 lipca 2011 roku, jako dotychczas nieuznany przez Sejm „11 LIPCA DNIEM PAMIĘCI MĘCZEŃSTWA KRESOWIAN”. Cała Polska czci tę wschodnią Golgotę, z wyłączeniem prezydenta Rzeczypospolitej Bronisława Komorowskiego, b. premiera Tadeusza Mazowieckiego, rabina Polski Michaela Schudricha, dwóch rabinów incognito, oraz biskupa Mieczysława Cisło z Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem Episkopatu Polski, którzy błagają o wybaczenie za Jedwabne . Panowie rabini biorący udział w modlitewno – błagalnej uroczystości zapomnieli, łącznie z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim i przedstawicielem Episkopatu Polski, iż ofiarami morderców ukraińskich nacjonalistów OUN – UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej byli nie tylko Polacy, ale też i obywatele polscy narodowości żydowskiej. Nie bardzo rozumiem więc ideę zawartą w tytule „RZ” kogo pan prezydent prosi o wybaczenie i za co. Pomagierów modlitewnych / para Komorowski Mazowiecki / mają ci towarzysze w osobach wskazanych na fotografii modlitewnych trzech rabinów i znanego rządowego erudytę „prof.” Władysława Bartoszewskiego zwanego bydłoszewskim , niestety w dalszym ciągu „autorytetu” „profesora” w krakowskim „Dzienniku Polskim” / 11 lipca 2011 r /i w pobratymczej „GW”. Mówi Bartoszewski:„…mordu w Jedwabnem nikt nikomu nie nakazał, choć byłchętnie widziany…za mord odpowiadają jego sprawcy, ale ci którzy są z nimi związani nie mogą być zwolnieni z odpowiedzialności moralnej za ofiary, bo nie możemy mieć luksusu spokoju…”